sobota, 29 stycznia 2011

Kikuju

Wbrew pozorom nie było tak źle i udało nam się zalogować w kafejce internetowej w Kikuju. Jest 30 stopni, powyżej zera, jakby ktoś miał wątpliwości. Tuż po przylocie powitał nas ojciec George, tutejszy proboszcz i ugościł w domu parafialnym. Mieszkamy tuż obok miejscowej parafialnej kliniki medycznej (to dużo powiedziane), złożonej z 6 łóżek. Nie wygląda to jak u nas, ale powstało dzięki wyjątkowej determinacji tutejszego proboszcza, który doprowadził do jej organizacji, a teraz walczy, by ją utrzymać. Oprócz kliniki parafia prowadzi średnią szkołę dla młodzieży. I szkoła i przychodnia są płatne, aczkolwiek na poziomie dostępnym dla tutejszych ludzi. Dzięki temu parafia zatrudnia na stałe (aczkolwiek za niewielkie pieniądze) 15 osób!

Ociec George jest bardzo miły i troszczy się o nas starannie. Ma 40 lat i 5 dzieci! Na lunch i kolacje były ziemniaki – Daniel jest happy:). Nie ma łazienki i ciepłej wody – jest za to sedes “paradise” i spłuczka produkcji malezyjskiej.

Jutro będziemy tu na liturgii, a w poniedziałek ruszamy do Masai Mara – parku narodowego na safari. Ksiądz ma znajomych tam, więc może da się coś załatwić w normalnej cenie. Sieć prawosławna jest dość dobrze rozwinięta, jak pojedziemy nad ocean też ma nas ktoś odebrać i oprowadzić – to jest orthodox net working:).

Chciałabym napisać więcej, ale w tej cholernej kafejce jest tak beznadziejna klawiatura, że się nie da:).


BTW. Kikuju to nazwa miasteczka 30 km od Nairobi i plemienia, z którego wywodzi się obecny prezydent Kenii i father George, który się nami zajmuje.

Wczoraj jeszcze udało nam się zobaczyć zachód słońca nad doliną ryftową. Dolina to fragment wielkiego rowu afrykańskiego - takiej dużej przerwy miedzy płytami tektonicznymi, która powstała wiele lat temu (o szczegóły zapytajcie Alinę A.). Kiedyś były tu wulkany, teraz jest żyzna i coraz bardziej zaludniona ziemia. Widok niesamowity. Zachód słońca trwał 10 minut - tu się to szybko odbywa:). Po zachodzie od razu robi się ciemno i zimno (15 stopni!).

Nie ma komarów, psy i koty wyglądają jak u nas. Za to dla lokalnych dzieci stanowiliśmy mega atrakcję - coś jak Murzyn na odpuście w Lewkowie Starym.

Każda rodzina ma osła, który pasie się w okolicznym rowie, albo przenosi wodę - Daniel zachwycony, to jego ulubione zwierzę:)

Pozdrawiamy wszystkich, wierzący niech nas wspomną na swojej liście:)

Buziaki

3 komentarze: