czwartek, 5 listopada 2009

Dlaczego warto wcześnie wstawać...

Na dziś mieliśmy ambitny plan - odwiedzenia z samego rana wież Petronas, i dojechania na 16.00 na samolot - a w międzyczasie zjedzenia, zrobienia zakupów i napisania bloga (na co nie było czasu i okazji wczoraj).

Ambitny plan wymagał wstania wcześniej - więc Ania z domu Siegień posłusznie usłuchała budzika o 7.00. Daniel twierdził, że się wyrobi.

Ale jak to bywa - póki śniadanie, pakowanie, zmywanie inne poranne czynności - wyszliśmy z domu sporo po 9.00. Pod wieżami Petronas byliśmy o 10.15 - i co? Dostaliśmy bilety na 13.45 - za późno niestety.

Trzeba jednak przyznać, że z biletem czy bez, wieże wyglądają imponująco. W ogóle centrum Kuala to siedlisko wież i drapaczy chmur. Robi wrażenie:)

No więc na szybko uruchomiliśmy plan B i poszliśmy pieszo oglądać wieżę telewizyjną. Mankamentem był padający deszcz, ale mieliśmy parasol, więc się udało. Przy wieży od razu porwał nas autobus, dowożący pod wejście, więc zanim sprawdziliśmy warunki, już zabuliliśmy 38 rt za wejście na górę. Ale w porównaniu do poniedziałkowej kolacji.... to i tak niewiele:)


Z wysokości 270 m podziwialiśmy panoramę Kuala i naprawdę było warto. Co ciekawe, z góry miasto wygląda na bardzo zielone - jest dużo sporych kawałków lasu, parków, boisk itd. - tego się w sumie nie spodziewałam akurat w tym mieście... Wszystko jest zresztą super zorganizowane, a obsługa znów szalenie uprzejma - aż głupio o cokolwiek zapytać. Dodatkową atrakcją po zejściu z wieży był symulator F1 - ale okazał się podrasowaną grą komputerową. Wokół wieży natomiast jest parkolas - pozostałości oryginalnego lasu tropikalnego w mieście, teraz w formie rezerwatu. Można w nim spacerować kilkoma rożnymi ścieżkami, podziwiając roślinność i specyficzny klimat tego miejsca. Oczywiście na wejściu oblazły nas stada komarów, ale Daniela tajemnicza apteczka zawierała jakiś komaroff, więc nie było źle:)

A potem okazało się, że już musimy lecieć. Złapaliśmy w locie coś do jedzenia i wskoczyliśmy do autobusu, który miał nas zawieźć na lotnisko. Na lotnisku 70 km od Kuala spędziliśmy uroczą godzinę w oczekiwaniu na lot Air Asia na Langkawi - wyspę na północy, po lewej stronie półwyspu.

I oto jesteśmy:) Przydreptaliśmy pieszo do hotelu, bo było blisko, ale chyba dość dziwnie wyglądaliśmy z plecakami idąc poboczem w turystycznym miasteczku, gdzie wszyscy jeżdżą taksówkami, bo wszyscy się za nami oglądali... A może to za mną w sumie;)

Niestety zastała nas ulewa, a plaża okazała się słaba, więc jutro być może poszukamy jakiegoś fajniejszego miejsca. Z atrakcji tutaj do obejrzenia są wodospady i kolejka linowa. Poza tym oczywiście plaże, hodowle rekinów i inne turystyczne atrakcje - ale jeszcze nie wiadomo, co wybierzemy - blokuje nas przede wszystkim komunikacja, bo po wyspie trzeba się jakoś poruszać, a nie widać tu było komarków:)

No i niestety nie wypali nasz planowany wypad na Pinang - wyspę oddaloną stad o 2,5 h drogi (wody). Okazało się, że prom jest o 14.30 i 17.30 - a nam potrzebny był poranny rejs, którego nie ma:( Oczywiście trudno mi zrozumieć sens takiego harmonogramu, ale chyba już nie wnikam:)

Na Langkawi jesteśmy do soboty, a potem znów wracamy do Kuala. A przyszły tydzień planujemy spędzić na Borneo, które to dziś musimy rozplanować, kierując się własną intuicją:)

To na dziś tyle, bo choć internet tańszy, to klawiatura pożal się Boże i połowę znaków mi zjada...

Pozdrawiamy wszystkich i trzymajcie kciuki:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz