środa, 11 listopada 2009

Dzien Leniwca vol.2

Dzis znow spedzilismy dzien odrobine sie leniac:). Niestety troche przeszkodzil nam deszcz, ktory po pol godzinie przegnal nas znad basenu. Cale szczescie po jakiechs kolejnych 2 godzinach deszcz przestal padac i osttanie nasze chwile w luksusowym gniezdzie os spedzilismy na plazy i dwoch basenach - bylo super!

Ten osrodek, w ktorym bylismy przez ostatnie 2 dni, to rowniez element bambiego prezentu slubnego dla nas - dostalismy 7 nocy w roznych osrodkach do wykorzystania. Obecnie umiescilismy sie w hotelu Tune - slynnym tutaj ze wzgledu na niskie ceny - 5 star standard for 1 star price" - jak sie reklamuja. Wyglada naprawde spoko - tyle, ze jest dosc malo miejsca i zadnych atrakcji w stylu basen, spa, telewizor, reczniki itd. Ale supoer pomysl na biznes, ktory sprzyja zwyklym ludziom.

Autorem tego pomyslu jest facet, ktory wymyslil linie lotnicze Air Asia (lub jak wymawiaja to stewardessy - eresza). To linie, ktorymi tutaj latamy. Maja nowe samoloty (a przynajmniej tak wygladajace:), ladne, dobrze ubrane stewardessy, sa tanie (linie, nie stewardessy:), za dodatkowe uslugi trzeba placic - ale tez w granicach rozsadku. Skutkiem tego wiecej niekiedy placilismy za kolacje niz za godzinny przelot z miasta do miasta.

A co my tu wlasciwie jemy? Sniadanie, jesli w hotelu, to bufet - Western albo Asian. Przy czym polaczenie obu tych stylow sprawia, ze nie ma chleba (tylko tosty). No i z azjatyckich rzeczy mozna zjesc makaron smazony z roznymi dodatkami, ryz w takiej samej wersji, pierozki smazone z soczeiwca itd. W ramach wersji western sa klasyczne zachodnie wynalazki - w wersji malezyjskiej. Tu wszystko jest strasznie slodkie - nawet w rozmowkach malezyjskich jest wyrazenie "mniej cukru" - a w nawiasie dodane, ze napoje w Malezji sa bardzo slodkie.

W sklepie ciezko znalezc jogurt - jest tylko slodzone, smakowe mleko, a jak jest jogurt - to pitny, ktory wyglada jak sok z mlekiem - slodki oczywiscie - i oczywiscie low fat - czyli niskotluszczowy. Wbrew pozorom, ciezko kupic owoce - w zwyklych sklepach ich nie ma, trzeba szukac jakichs straganow albo targu - a to na kazdym rogu nie stoi. O owoce dba u nas Chris - jak jestesmy w Kuala, to zawsze ma dla nas schowane jakies lokalne przysmaki.

Dzis probowalismy owocu, ktory nazywa sie Durian - a wlasciwie soku z niego. Jest to slodkie, i byloby smaczne, gdyby nie zalatywalo smazona cebula. Od paru godzin zalujemy, ze tego sprobowalismy, bo Durian daje o sobie znac. Durian tez intensywnie pachnie - w hotelu wisi zakaz wnoszenia duriana do srodka:)

Na obiady i kolacje zwykle chodzimy gdzies do maista. Trafiamy na makaron z czyms lub ryz z czyms - i to jest najlepsze wyjscie. Czasem losujemy cos po opisie, pomaga nam znajomosc slowka "mee"- makaron i nasi - ryz. A co juz do tego wrzuca, to mniejsza o to:).

Jutro czeka nas wycieczka do dlugich domow plemienie Iban. Dlugie domy to takie dlugie pomieszczenia, podzielone w poprzek na mieszkaania, w ktorych mieszkaja poszczegolne rodziny. Wzdluz calego domu jest dlugi korytarz, ktory sluzy integracji i wspolnym imprezom. Jak rodzina sie powieksza, to na koncu dlugiego domu dobudowuje sie kolejne mieszkanie, i tym samym wszyscy mieszkaja razem w jednym domu.

To trzymajcie kciuki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz